Filip Foxyr

Imię i nazwisko:
Filip Foxyr
Wiek:
Urodzony czwartego kwietnia dwutysięcznego roku
Wygląd:

Pod względem wzrostu i wagi jestem raczej przeciętny, 175 centymetrów i jakieś 60-70kg... ciężko stwierdzić z całą pewnością, bo dawno nie stałem na wadze. Oczy mam niebieskie, twarz nie wyróżniającą się z tłumu. O włosy nie dbam bo jak człowiek siedzi gdzieś w dżungli to i tak nikt nie zwraca na to uwagi, a siedzieć w tłoku gdzie ktoś by zwracał uwagę nie lubię. Są więc wiecznie nieuczesane i rozczochrane. Tak więc i do ubioru nie przykładam większej wagi, mam się w tym dobrze czuć... a że przywykłem do chodzenia w dżinsach, jakiejś luźnej koszulce i mojej starej znoszonej już kurtce, to w tym właśnie przeważnie chodzę. Jestem... o dziwo blady. Niespecjalnie wyraźnie umięśniony, ale też jakąś siłę posiadam, wspinaczka czy pływanie to w końcu dobra alternatywa dla siłowni, a ja obie te czynności wykonywałem odkąd pamiętam.

Historia:
Dorastałem na jednej z licznych, niewielkich wysp otaczających region Hoenn. Te kilka hat stojących niemalże na plaży ciężko nawet nazwać wioską. Na całej wysepce mieszkało nie więcej jak pięćdziesiąt osób, a więc oczywiście każdy znał każdego lepiej niż własną kieszeń... no może prawie każdy, bo ja jakoś nigdy nie przepadałem za ludźmi, dlatego chociaż oczywiście znałem ich imiona i o niektórych wiedziałem trochę więcej, to generalnie nie specjalnie się interesowałem ciekawostkami z cudzego żywota. Bardziej niż ludzki głos ceniłem sobie dziką naturę, często więc znikałem na całe dnie w tropikalnych lasach, gdzie nie do końca pamiętam jak i kiedy nauczyłem się sprawnie po dżungli poruszać - a kto kiedyś był w gęstym lesie równikowym ten wie, że nie jest to wcale łatwe! Cały dostępny dla mnie skrawek świata - czyli owa wyspa - dosyć szybko przestała być miejscem pełnym tajemnic. Przestała zaskakiwać... tak to jest jak człowiek za dobrze pozna dany teren. Można wtedy chodzić po nim z zawiązanymi oczami i i tak wiesz co cię spotka. A na wyspie nie było do roboty nic poza zwiedzaniem wyspy. To znaczy w wypadku gdy wolałeś trzymać się z dala od ludzi... a mi właśnie na tym zależało. Więc zdecydowałem się wyjechać do Shiruby!
Nie wiem właściwie dlaczego akurat ten region, ale też nie wiem dlaczego nie jakiś inny, a więc właśnie Shiruba.
Pożegnałem więc rodzinę. Czyli rodziców, bo dziadkowie nie żyją, jestem jedynakiem, wszyscy wujkowie i ciotki pojawiali się w moim życiu raz na kilka lat i mieszkali poza wyspą, a więc zostali rodzice za którymi pewnie z czasem zatęsknię, ale w tym momencie oczywiście cieszę się, że ich opuszczam. Mama i tata to prości ludzie, którzy w ogóle nie rozumieją jak można chcieć wyjeżdżać gdziekolwiek. Ojciec jest rybakiem, jak większość mężczyzn z wyspy. Mama zaś zajmowała się głównie domem, jej pasją zawsze było ogrodnictwo przez co przy domu rosła cała masa kwiatów. Znajomych miałem sporo, ale z nikim nie czułem specjalnej więzi więc oczywiście kogo spotkałem to powiedziałem, że wyjeżdżam i nara. Pewnie gdyby nie to nikt by nie zauważył mojego zniknięcia. Moim jedynym przyjacielem był Krabby... ale szczerze mówiąc nie pamiętam jak i kiedy go poznałem. Był ze mną... od zawsze. Po prostu odkąd tylko pamiętam pałętał się gdzieś obok na tych swoich śmiesznych odnóżach i kilka razy ratował mi tyłek w różnych sytuacjach do których doprowadzić może dziecięca naiwność i brak pomyślunku. Tak czy inaczej skoro znałem go od zawsze to zdecydowałem zabrać Krabbyego ze sobą. Zresztą nie stawiał oporu. I tak najpierw łodzią do Hoenn, a potem stamtąd statkiem do miasta zwanego West Star... i dalej gdzie nogi poniosą!
Specjalizacja:
Mistrz Walk

Odznaki/Wstążki:
Brak

Pokemony:



Pieniądze:
5000$
Ekwipunek:
Użytkowe:
Pokedex
Leki:
Potion
Pokeballe:
Pokeball x5
Hold Item:
-
Inne:
Nóż sprężynowy
Plecak
Mini-encyklopedia roślin porastających lasy