Joey
Liczba postów : 3 Punkty : 0 Join date : 31/05/2016
| Temat: Joey Campbell Wto Maj 31, 2016 9:17 pm | |
| Joey CampbellPrawdziwe nazwisko: BellamyWiek: 17 lat- Historia:
Mężczyzna przedzierał się przez tłum gapiów, zgromadzonych i blokujących wejście do ślepego zaułka pomiędzy blokami. Od razu gdy dostał wiadomość, wystrzelił z pracy niczym z procy i pędził do miejsca zdarzenia. Cały czas odczuwał niedowierzanie, serce biło mu jak szalone. Czuł w sobie tyle emocji, nie wiedział tylko, czy powinien się zdenerwować czy współczuć. Wszystkie myśli, wszystkie uczucia nagle ulotniły się, gdy zobaczył to, czego obawiał się najbardziej.
***
Młody chłopak klęczał właśnie, całkowicie oszołomiony. W jego głowie głębiło się od wszystkiego – emocje, myśli i głosy ludzi gdzieś z zewnątrz. Patrzył się bez jakiegokolwiek wyrazu na swoją rękę. Cała we krwi, uciskająca nóż wbity w szyje dość krępego nastolatka. Puścił nóż jak oparzony, gdy uświadomił sobie co zrobił i spojrzał na swoją rękę. Cała w czerwonym płynie, kapiąca coraz na ciało zmarłego.
Ey... - odzyskiwał świadomość.
Oey... - myśli przestały zapieprzać jak po dragach.
Joey... - spojrzał nieobecnym wzrokiem na sprawcę krzyków.
Udało mu się dostrzec tylko głowę wołającego, gdyż policja skutecznie odciągnęła jego ojca od zabójcy. Nie był w stanie się chronić, kiedy został zakuty w kajdanki. Mocno szarpnięty, wstał. Szedł przez tłum, ciągle słysząc obelgi kierowane w swoją stronę. Wyraz jego twarzy nie zmienił się nawet chwilę przed tym jak wsiadał do wozu policyjnego, a na ciemnej szybie zobaczył swoją twarz. Całą poplamioną od krwi.
***
Czerwonowłosy siedział w pomieszczeniu o idealnych wymiarach trzy na trzy, gdzie mieścił się tylko stół i dwa krzesła. Jedną ze ścian zastępowała szyba, która jednak była ciemna, że nie mógł dostrzec nic, co jest po drugiej stronie. Po wydarzeniu sprzed dwunastu godzin udało mu się w końcu trochę dojść do siebie. Wiedział co zrobił, lecz nie wiedział co nim kierowało. Pamiętał tylko, jak jakiś głos kazał mu to zrobić, kazał mu użyć noża. Zamierzał to powiedzieć policji i dopiero teraz jest na to okazja. Do pokoju wszedł rosły facet. Ubrany w mundur policyjny człowiek rozpalił fajkę i usiadł przed Joey'em.
A więc, szczeniaku. Myślisz, że możesz zabijać ludzi? - oschły ton głosu policjanta nie ruszył w ogóle chłopaka. Był na takie rzeczy odporny, co innego natomiast, jeśli zostałby przesłuchany od razu po przybyciu do komisariatu. - Powiedz mi... jak można upaść tak nisko, by zabić innego człowieka? Za kogo ty siebie bierzesz, gówniarzu? Jesteś śmieciem, który powinien zostać wsadzony do paki z innymi, takimi jak ty. - gdyby nie kajdanki, które krępowały ręce Joey'a policjant miałby już dawno obitą twarz. - Twój ojciec ma wtyki, tylko to ratuję cię przed więzieniem, ale nie bój się, jeżeli spróbujesz uciec, dopadnę cię. Choćby na końcu świata. - uśmiechnął się do chłopaka. Ten nadal miał ten sam, niewzruszony wyraz twarzy.
Terry, koniec twojego znęcania się. Przyjechali po niego. - dopiero teraz dostrzegł kobietę, która uratowała go od bezsensownego gadania policjanta. Wiedział jednak, że nie ze współczucia – patrzyła na niego jak każdy, kogo tu spotkał, z pogardą i wyższością.
***
Odkąd trafił do zakładu poprawczego o zaostrzonym rygorze, minęły dwa tygodnie. Dwa tygodnie bez jakiegokolwiek życia. Był tępiony na każdym kroku przez innych „nieletnich przestępców” oraz opiekunów, którzy dobitnie starali się pokazać co o nim myślą. Nie miał jednak z tym problemu – potrafił się obronić, więc wyzwiska słyszał tylko za plecami. Każdy bał się mu to powiedzieć prosto w twarz.
W końcu się z tego gówna wyrwiesz. - powiedział, kiedy udało mu się rozpalić papierosa.
Ty też możesz. Za tydzień mój brat będzie transportował coś do jakiegoś regionu. To szansa na spieprzenie z tego miejsca, Gdybyś uciekł stąd o 23 we wtorek, to zdążyłbyś dotrzeć do Vermillion. - stwierdził Gary.
Niby jak miałbym to zrobić?
O tej porze każdy będzie spał, a przynajmniej z opiekunów. Tym bardziej, jeżeli wcześniej trochę popiją, dobrze wiesz jak to z nimi jest. Będę czekał na ciebie o 1 rano w barze „Spasionego Psyducka” . Jestem pewny, że trafisz. - odszedł, wyrzucając niedopalonego papierosa za balkon.
***
Wydostanie się z pokoju nie było trudne. Opiekunowie zapomnieli zamknąć drzwi, najwyraźniej nie będąc w stanie chodzić już o 20. Prawie wysiliłby się na uśmiech, gdyby nie dojrzał świecącego się światła w jednym z pokoi. Przemieszczając się bezszelestnie ominął pomieszczenie niezauważony. Problemy napotkał dopiero przy samym wyjściu. W sekretariacie siedział Gilbert – człowiek, który nigdy nie śpi. Potrafi całymi nocami nie zmrużyć oka, wpatrując się w drzwi. Jego pies różnił się od niego jednym – zdawał się przez cały czas spać, lecz instynkty miał nadal wyczulone. Bellamy powoli zaczął rezygnować z ucieczki, kiedy uświadomił sobie, że Arcanine wraz z Gilbertem śpią – był tego pewny, kiedy usłyszał donośne chrapanie obu stróżów prawa. Nie czekając aż ta dwójka się obudzi, czym prędzej ukradł ze schowka trzy rzeczy, które mogą mu się w przyszłości przydać – nóż, latarkę i zapalniczkę. Opuścił budynek. Później przeprawić się musiał przez trzymetrowy mur, jednak to nie było wyzwanie, ponieważ obrośnięty był roślinami, które ułatwiały poruszanie się po nim.
***
Dotarcie do miejsca spotkania zajęło mu dokładnie półtorej godziny. Starał się zamaskować swoją twarz najlepiej jak tylko mógł, jednakże zdawał się być w takiej melinie, że mało kto zwracał na niego uwagę i wszyscy zajmowali się swoimi sprawami. Dostrzegł Gary'ego w samym rogu. Bez słowa przysiadł się do niego.
Wiedziałem, że ci się uda. - rzucił chłopak. - Chodź. Nie mamy dużo czasu.
Pośpiesznie wyszli z miejsca spotkania i skierowali się do portu. Joey nie był zwolennikiem tego pomysłu, ponieważ sądził, że to nie jest najlepszym pomysłem skierowanie się do miejsca, gdzie z reguły jest najwięcej policji. Ale to była jedyna szansa na ucieczkę z tego regionu, więc i tak na niego przystał.
Nie można mówić, że wszystko poszło bezproblemowo – podczas przeszukiwania statku został prawie odkryty przez jednego z policjantów, jednak ten, nie wiedząc skąd kojarzy czerwonowłosego puścił go. Godzinę później Kanto widać było już tylko na horyzoncie.
Podobno, żeby przeżyć w Shirubie trzeba zostać trenerem Pokemon. Czy coś takiego. Można się bawić w zdobywanie odznak albo całkowicie się tym nie przejmować i siedzieć na dupie. Ja wybrałem tą pierwszą opcję. Brat załatwił mi Pokemona i to co najważniejsze, żeby zostać tym całym trenerem. - powiedział Gary, podając Joey'owi pieniądze i parę innych pseudo-pokemonowych gadżetów. - To przepustka do nowego życia, stary! - rzucił.
Czerwonowłosy chwilę się wahał, aż w końcu wziął podarunek i spakował go do plecaka.
Gdyby nie ty. To dalej kisiłbym się w tym zasranym poprawczaku. Dzięki chłopie. - wysilił się na uśmiech. - Powiedz mi tylko jak mam złapać Pokemona?
Nie musisz długo szukać. - wskazał na wodę, z której wyskoczył Golduck oraz Psyduck.
Oba Pokemony już chciały zaatakować, kiedy nagle coś je uśpiło. Gary nie zdążył nawet wyciągnąć swojego stwora. Dwójka chłopaków spojrzała za siebie, gdzie ujrzeli kulo podobnego Pokemona. Stwór spojrzał na chłopaka i ruchem głowy wskazał na plecak.
- No i znalazłeś Pokemona. - na horyzoncie widać było region Shiruba. Specjalizacja: Mistrz Walk | |
|
HeadAdmin
Liczba postów : 1218 Punkty : 279 Join date : 06/07/2014
| Temat: Re: Joey Campbell Wto Maj 31, 2016 9:33 pm | |
| Odznaki/Wstążki:
Pokemony:
Jajo shiny Litwick Wykluje się 15.6.2016
Pieniądze: 5000$ Ekwipunek: Użytkowe: Pokedex Leki: Potion Pokeballe: Pokeball x5 Hold Item: Inne: Nóż Latarka Zapalniczka | |
|